Daroha praz pušču
I. Ptašnikaŭ
Lies zaŭsiody ciomny, spakojny, vieličny, navat surovy. Alie ŭ cichuju nadviačerniuju lietniuju paru jon nikoli nie byvaje surovym.
Varta toĺki zabludzicca pamiž šerymi kamliami sosien, vyjšaŭšy naprastki praz polie ŭ lies, jak niejkaja duchmianaść paciahnie adtuĺ, z imšar, što za horkaj. Tam, u imšarach, jakija vysachli pahodnym lietam, pieraśpieli čarnicy i liažać na vysokim kupji liedź-liedź zaharelyja, amaĺ jašče bielyja, bujnyja, pa kruhlaj bobinie, žuraviny.
Pad nahami šapacić suchi sivy moch i patreskvajuć pakurčanyja ad sonca bielieńkija paloski smalistaj chvoi.
Ptastva niama, jano spačyvaje. U liesie cišynia i mliavaść. Jana idzie ad suchoj duchaty, što staić cely dzień nad puchnatymi vieršalinami-šapkami. Zdavalasia b, vieršaliny vieĺmi vysoka, i tamu cieplynia pavinna raspaŭzacca niedzie tam, uviersie, jak u napalienaj chacie. Alie jana visić nad samaj ziamlioj, nad darohaj, nad maladzieńkim saśniakom, nad imšarami i nad palianaj. Visić, jak smuha, jak niemilasernaje sonca, paviarnuŭšy z poŭdnia.
Sochnuć i luskajucca jalovyja šyški, až padskokvajuć. Ad ich tak pachnie padsmažanymi siemkami i jašče niečym znajomym i pryjemnym. Nie ŭhadaješ toĺki adrazu čym.
Ja idu, to zbočvajučy z darohi, to znoŭ viartajučysia na jaje. Chacia čaho mnie prytrymlivacca darohi ŭ svaim liesie. Rašuča machnuŭšy rukoj i kinuŭšy na darohu jalovuju šyšačku, raśchinaju lipučyja lapki maladzieńkaha saśniaku i idu naprastki da imšar.
Darohaj pa kareńni tarachciać padvody. Da vodaru jahad i smaly spakvalia prymiešvajecca śviežy pach jačmieniu, salomy i žoŭtych šapak slaniečniku, što, jak rešaty na kalkach, visiać u harodčyku pad aknom.
Hety pach raspaŭzajecca pa liesie i durmanić halavu. Ja nie mahu iści.
Prypyniajusia i pju hety śviežy miod usimi hrudźmi, pju prahna, chmialiejučy i zabyvajučysia na ŭsio. Ciapier ja niby zmorany chutkaj i ciažkaj darohaj i nie mahu addychacca.
Ja pakinuŭ viosku paślia poŭdnia i dumaju nadviačorkam pabyć za imšarami.
Narešcie spradviečnaja jezdavaja daroha, jakaja idzie pamiž ścianoj śpielaj pšanicy z adnaho boku i lapušystaha buĺboŭniku — z druhoha, vyviela mianie poliem na ŭźlieśsie.
Koĺki snapoŭ pieravieziena hetaj darohaj. Jana ŭbita, jak tok. Paabapal jaje, lia samaha buĺboŭniku i jaryny, čyrvonymi haloŭkami nachiliajecca vysokaja, da kalien, kaniušyna. Časam jana paziraje i z razhalistych laźniakoŭ, što nieviadoma jakim cudam padyšli ścienkaj až da samaha humna. Laźniaki rastuć kustami, niedalioka adzin ad adnaho i na adliehlaści vyhliadajuć akuratnymi kopami siena. Jany zaŭsiody abmyjuć rasoju mnie tvar ranicaju, kali ja śpiašajusia ŭ lies, jany strakočuć hoĺliem pa śpicach kolaŭ, kali ja jedu na vozie. Jany, śviedki majho malienstva, zaŭsiody klikali mianie da siabie huliać u vaŭkoŭ i paliaŭničaha i ciapier vartujuć mrj kožny krok, kali ja idu z abchodu ci padajusia ŭ lies. Mnie zdajecca, varta toĺki vyjści na zahumieńnie i ŭhliedziecca ŭ bok liesu, laźniaki pryvietna kivajuć mnie svaimi halinkami. Heta jany vitajuć mianie. Tak rabić ich vučyć viecier. I jany liubyja mnie, jak i kožnaje dreva, jak i ŭvieś lies.