Kazka pra čyžyka
A. Ivanienka
Čyžyki źvili sabie hniazdo na samaj vysokaj halincy samaj vysokaj jaliny ŭ liesie. Haspadar prynosiŭ u dziubcy suchija halinki, moch, pavucińnie, rozny puch z raślin. Niejak navat paliacieŭ za lies, dzie paśvili ataru aviečak, i prynios trochi aviečaj voŭny. Čyžycha tym časam staranna budavala maliusieńkaje, alie vieĺmi mocnaje hniaździečka, macujučy prutki pavucińniem, vykladajučy jaho ŭsiaredzinie pucham, voŭnaju dy miakkim liściem.
Chutka ŭ hniaździe źjavilasia piać jajek, biela-zielienavatych, z ciemnavatymi pliamkami i ryskami, i čyžycha siela na ich. Čyžyk prynosiŭ žoncy jeści, jon śpiavaŭ kalia jaje, kab nie bylo sumna siadzieć. Kali ž jana na chvilinku ŭźnimalasia z hniazda, to jon sam siadaŭ u hniaździečka.
Nu i rady ž byli baćka i maci, kali viasiolym viesnavym rankam jajki pačali narešcie raskolvacca i z ich adna za adnoj vysupulisia malieńkija viĺhotnyja haloŭki čatyroch dačušak i adnaho synka.
3 toj chviliny pačalisia klopaty pra siamju. Baćka i maci liotali cely dzień i prynosili svaim dzietkam to vusieniaŭ, to roznych drobnych mošak. Viečarami, kali ptušaniaty zasynali, baćka i maci adčuvali siabie choć i zmoranymi, alie takimi ščaślivymi!
Dy ščaście radavala ich niadoŭha. Užo nastupiŭ čas ptušaniatam liatać, jak zdarylasia strašnaja padzieja. Siniaje, zaŭsiody dobraje i milaje nieba raptam spachmurniela, paciamniela, jak byccam razzlavalasia na ŭvieś śviet.
Tata-čyžyk jašče zranku paliacieŭ dalioka, až za biarozavy haj. Čyžycha raspuścila svaje kryly, padharnula pad ich dzietak, a sama prytulilasia da stvala jaliny. Navat jana, staraja jalina, stahnala i rypiela ad žachlivaj bury.
A ranicaj znoŭ prajaśniela navokal i soniejka zaźziala, jak zaŭsiody, hrejučy i lies, i nivu, i kvietki, i travy. Tam i tut valialisia zlamanyja navaĺnicaj drevy. A koĺki svaich žycharoŭ nie daličyŭsia stary lies!
Čyžycha spadziavalasia, što čyžyk pierabyŭ niedzie navaĺnicu i chutka vierniecca. Alie čyžyk nie viarnuŭsia ni ŭviečary, ni rankam, ni na treci dzień.
Treba bylo hadavać dzietak, vučyć ich liotać, treba bylo vučyć ich dobraj ptušynaj navucy i pavodzinam.
3 susiednich hniozdaŭ danosilisia viasiolaje ščabiatańnie maliečy, śpievy baćkoŭ, a jaje dzieci siadzieli moŭčki, i heta prymušala balieć jaje malieńkaje ptušynaje serca. Tady čyžycha siadala na krajočak hniazda, i, choć joj bylo vieĺmi sumna, taksama namahalasia viesiela śpiavać i ŭ svaich piesieńkach zaŭsiody raskazvala dzieciam, što tata vierniecca da ich, abaviazkova vierniecca!
A z čyžykam-tatam zdarylasia niezvyčajnaja pryhoda! U čas navaĺnicy, kali jon zaśpiašaŭsia dadomu, jaho začapila zlomlienaje dreva, i jon upaŭ.
Ranicaj jaho znajšoŭ Andrejka i zabraŭ dadomu. Usie ŭ domie dumali, što čyžyk nadta viasioly, bo jon uvieś čas śpiavaŭ i skakaŭ pa klietcy. Alie čyžyk śpiavaŭ pra svaich dzietak. Jon zhadvaŭ svajho synka, malieńkaha Pika, a skakaŭ pa klietcy z adnoj dumkaj: moža, jak-niebudź pašancuje vybavicca z-za krataŭ? Da Andrejki jon pryvyk i liubiŭ jaho, alie zvyknucca z niavoliaj nie moh.
Tak prajšla doŭhaja i chalodnaja zima, a adnojčy viasnoj Andrejka vynies klietku na balkon i adčyniŭ dźvierdy. Čyžyk adrazu ž paliacieŭ, paliacieŭ nad poliem, nad rakoju, nad nivami. Jak dobra viedaŭ jon toj šliach! Jon liacieŭ i holasna kryčaŭ-śpiavaŭ:
Dzie vy, maje dzietki? Dzie maja žonka, dzie maje dačuški? Dzie moj malieńki synok?
I raptam ubačyŭ: na jalinie siadzić ladny žaŭtahrudy čyžyk, a kalia jaho nievialičkaja zmarnielaja šerańkaja ptušačka. Macičyžycha paklikala ŭsich susiedziaŭ da siabie na śviata i ni slova nie skazala čyžyku, jak ciažka joj bylo biez jaho.