Pierad darohaj
M. Straĺcoŭ
Jany pryjechali ŭ viosku jašče ranicaj — šafior Siamion Zacharavič z žonkaj i zusim malady jašče chlopiec, rabočy aŭtabazy Saŭčanka.
Ciapier byŭ, miarkujučy pa časie, poźni abied. Jany i sapraŭdy toĺki što paabiedali i nie paśpieli jašče vylieźci z-za stala, jak niečakana pašarela na dvare, zašapacieŭ, paliŭsia cichi doždž, užo druhi za hety doŭhi, jak usim zdalosia, dzień.
I voś ciapier siadzieli na kuchni, nie vylaziačy z-za stala, hamanili, i ŭsim bylo dobra. Hryboŭ jany naźbirali i navat ad taho pieršaha vialikaha daždžu ŭratavalisia ščaśliva, schavaŭšysia chto ŭ kabinie, a chto pad mašynaju. I toĺki potym, kali viartalisia z liesu da znajomych u viosku, družna dzivilisia z niadaŭniaha liŭnia, bačyli, što stajala ŭsiudy ŭ nizinkach mutnavataja vada, što skroź pa darozie prybila to da hrudka, to da kupiny paryželuju travu, zasochlyja ściabliny kvietak. U lužynach plavaŭ ababity daždžom rudy ćviet padarožniku. A potym z-za chmar vyblisnula sonca — i trava, i ziamlia, i lužyny zadymilisia paraj.
I znoŭ sabralasia na doždž.
Pachla na kuchni hrybami, palali drovy ŭ piečy, a za voknami šapacieŭ u sadzie doždž. Heta bylo dobra čuvać: akno ŭ sad bylo rasčyniena. A jany siadzieli pryciemkami za stalom, hliadzieli na ahoń, na doždž, i ŭsim bylo ŭtuĺna i ciopla.
Zajšla na kuchniu haspadynia, patupala lia piečy i skazala:
A moža, pojdziecie ŭ čysty pakoj? Ja vam i liampu zapaliu.
I, pryžmuryŭšysia, hliadziela na haściej, alie tyja nie zhadžalisia.
Navošta čysty pakoj, kali i tut dobra.
Hości maŭčali. Cišynia zapanavala ŭ chacie. Za aknom marudna šapacieŭ doždž, i vidno bylo ŭsio ŭ sadzie: zmakrelyja jablyni, apalyja žoŭtyja jablyki ŭ prytaptanaj travie, buĺboŭnik na baroznach i zusim blizka, lia akna, rabinka. Vialikija zielienavatyja kropli daždžu visieli na jaje halinkach, adryvalisia, padali na ziamliu. Usie maŭčali. Kožny, mabyć, dumaŭ pra svajo, a žonka Siamiona Zacharaviča ŭspaminala vajnu, toje, jak pajšla z dziećmi ŭ biežancy. Mnoha bylo tady na pyĺnych darohach haradžan, što išli i išli na ŭschod. Niemcy pieraniali ich niedzie pa darozie, sahnali da nieznajomaj vioski, pustoj i napalovu spalienaj.
Jana nie viedala ciapier, jak vyžyla tady, čamu nie pamierla ad strachu, ad holadu, ad tuhi. Pamiatala toĺki, što pra adno dumala i adnym žyla: jak nakarmić dziaciej, jak zrabić tak, kab ucalieli? Potym pa liudziej pryjšli mašyny. Nichto nie viedaŭ, kudy paviazuć ich, kazali, što ŭ Niamieččynu. Joj paščaścila. Kali pad vartaj zastalosia zusim mala liudziej, jaje z dziećmi i jašče inšych adpuścili. Niemcam nie chapila transpartu.
Što bylo potym? Vioska, dzie jana paprasilasia ŭ chatu da babuli niejkaj i jaje dački. I tady jana pierastala być haradžankaj i stala viaskovaj kabietaj: nasila vadu, jeździla ŭ lies pa drovy, palola, žala, chadzila za sorak kilamietraŭ pa soĺ u miastečka, pliala dzieciam lapci, žyla i ŭ chacie, i ŭ ziamliancy, chavalasia ad niemcaŭ i palicajaŭ u liesie, viedala, što žyvaja sama, i nie viedala, što z mužam.
Bylo strašnaje piekla — vajna. Kab ža nie viedać takoha nikoli.
Viesiela hareli drovy ŭ piečy, i niephha zakipala ŭ haršku. Pachla na kuchni hrybami, a hości siadzieli, maŭčali, jak by zabyŭšysia, što napieradzie byla jašče daroha. Horad, dzie ranicaj čakali ŭsich klopaty i rabota.
—Treba jechać, — skazaŭ Siamion Zacharavič.
Hości sabralisia, pieranieśli hryby z kuchni ŭ mašynu. Haspadynia vyjšla ich pravodzić. Mašyna kranulasia z dvara.