Rybackaje ščaście
K. Kirejenka
Moj Sož u toj miaścinie, dzie ja naradziŭsia, kalia vioski Hajšyn, niepadaliok ad Slaŭharada, — raka niezvyčajnaha charastva i rybnaha bahaćcia. Pravy bierah vysoki i stromki, časam u hustych zaraśnikach arešniku i dubniaku, a čaściej zacienieny zasieńniu maladych baroŭ. Lievy nižejšy, alie suchi i vodarny. Tut šyroka raśścilajucca zaliŭnyja luhi sa šmatlikimi aziarynami, piasčanymi hrudkami, za jakimi stajać, niby stamiŭšysia, zadumiennyja viekavyja dubrovy.
Dobra tut rybaku sustrakać lietnija adviačorki. Sonca ŭžo schavajecca za haroju, pavieje śviežaściu z kryničnych jaroŭ, a pa luzie ŭsio jašče huliajuć cioplyja, pramianistyja ŭśmieški. Duchmianaja cišynia husta naplyvaje z-za vierbalozaŭ na raku. Navat u hlieistych piačurkach pad bieraham ścichla, nie zapliaskoča bruistaja vada. Jastrabok, što ŭvieś dzień mliava kružyŭsia nad sitniahami, vyhliadajučy zdabyču i adciahvajučy ŭvahu rybaka, i toj sa śvistam krylaŭ nyrnuŭ u zacienieny bor. Nad rakoju, niby ŭzirajučysia ŭ navakoĺlie, stupaje cichaja, śvietlaja zaduma. U takija chviliny rybak, znajomy z Sažom, dobra pamiataje: treba staić dychańnie! U hety čas pakidaje hlybini i pačynaje chod za spažyvaju samaja mahutnaja prydonnaja ryba.
Začaravanaja cišynioju, jana amaĺ biez aściarohi padychodzić blizieńka pad bierahavyja travy i raśkinutyja nad vadoju staryja vierby. Pavoli pasoŭvajecca suprać ciačeńnia, padbirajučy prybity da račnych abrezaŭ usiaki korm. Voś u takija adviačorki čaściej za ŭsio i vypadaje rybaku pieražyć toje ščaślivaje chvaliavańnie, jakoje nie daść jamu potym ni na chvilinačku zasnuć kalia cichaha ciapla.
Alie, badaj, kali b i ŭdalosia rybaku trochi supakoicca, prymaściŭšy halavu na suchi dzioran, to ŭsio roŭna jaho chutka pabudziać ścišana-ŭladarnyja šolachi i halasy śvitanku. Jašče dzienidzie padajo holas niastomny načny valacuha — dziarkač, alie ŭžo jaho pierabivaje tam i siam to zalivistaja pieśnia žavaranka, to ŭračysty trubny klič žuravoŭ, to karotkaje «ke-ke» hlucharki, što vyvodzić svaich dziaciej nasustrač promniam sonca na piasok vysokaj hryvy. Pavoĺna naplyvaje na bierah raki parny nrazrysty tumanok. Jon tak chutka asiadaje, što rybak nie paśpieje jašče i apomnicca, jak uvieś bierah pačynaje ihrać hareźlivymi vodbliskami pahodlivaha lietniaha ranku. I tut rybak śpiašajecca chutčej zakinuć svaje vudy. Jon viedaje: chutka z-za siniaha liesu adrazu i raptoŭna hajdaniecca nad aziarynkami i sierabrystymi pliosami sonca. I treba nie ŭpuścić niekaĺkich darahich chvilin pierad hetym čakanym momantam.
Paplavok, spačatku dobra bačny ŭ drobnych ad ranišniaha vietryku chvaliach, niečakana pačynaje iści nasustrač plyni, potym tarhaniecca razok-druhi, jak byccam zadumajecca, i raptam hlyboka źniknie pad ciomnaj vadoju. Rybak, uschvaliavany i naściarožany, chutka biare vudu ŭ ruki.
Zaraz pačujecca reźki i nastojlivy nacisk volata prydonnych račnych šliachoŭ. Vudziĺna sahniecca ŭ duhu, a lieska zaźvinić, jak tonkaja struna. I chto viedaje: moža, toĺki dzynknie abarvany jaje kaniec.
I rybak, jaki tak liubić viasiolaje sonca, zašepča: «Pačakaj, soniejka, nie ŭzychodź, a mo ŭdača jaipče i paŭtorycca».
Choć Sož i straciŭ mnoha svajoj paŭnavodnaj krasy, usio ž i siońnia jon adna z najliepšych rek u maim krai.