Sačynieńnie
A. Fiedarenka
Učarašni vučań, a ciapier navučeniec palitechnikuma Valodzia Viarhiejčyk siadzieŭ za partaj i, dlia vyhliadu namorščyŭšy lob, hliadzieŭ na doŭhija rady ličbaŭ, iksoŭ, ihrekaŭ, jakija, staranna stukajučy krejdaj, vypisvaŭ na došcy vykladčyk matematyki. «I jak heta liudzi mohuć zachapliacca suchimi biazdušnymi ličbami? — ździŭliaŭsia Viarhiejčyk. — Kaniečnie, ličby patrebny, alie ž, znoŭ-taki, toĺki tym, kamu padabajecca z imi važdacca…»
Amaĺ uvieś urok u Viarhiejčyka bylo adčuvańnie, što vykladčyk prosta znarok, žartam starajecca dakazać im, byccam umieńnie abychodzicca z ličbami tak i hetak — najvialikšaja asaloda. Viarhiejčyk kradkom pačaŭ pahliadvać u akno, i ŭśmieška raz-poraz prabiahala pa jaho tvary. Tak Valodzia prasiadzieŭ da kanca ŭroka, razam sa zvankom sarvaŭsia z miesca i pieršy vyskačyŭ na kalidor. Jon spuściŭsia ŭniz i vyjšaŭ na dvor, žmuračysia ad ranišniaha vieraśnioŭskaha sonca.
Cioplaja zalataja vosień! Viarhiejčyk zaśmiajaŭsia i zapliuščyŭ vočy — na mih zdalosia, što jon nie ŭ technikumie, a znoŭ u svajoj draŭlianaj školie, vyjšaŭ na hanak i dychaje, nie moža nadychacca rodnymi, bliźkimi z dziacinstva pachami vosieni. Poŭnaściu zabycca pieraškadžaŭ chiba što roŭny hul mašyn z šašy.
—Zdaroŭ! — niechta kranuŭ Viarhiejčyka za rukaŭ.
Heta byŭ nievysoki bielabrysy junak, jaki vučyŭsia ŭ druhoj hrupie, a rodam byŭ z susiedniaj vioski. Proźvišča jaho bylo Žmieńka. Viarhiejčyk mocna pacisnuŭ ruku ziemliaka i ŭzdychnuŭ:
—Fizika ŭ vas?
Žmieńka taksama ŭzdychnuŭ i kiŭnuŭ halavoj. Pryžmuryŭšy vočy, jon pahliadzieŭ pierš na tapoli, a potym prysluchaŭsia da hulu na šašy.
— Hryboŭ zaraz poŭny lies, — ažyviŭsia jon raptam. — Ja ich tak sprytna biaru — kab chto toĺki viedaŭ.
Viarhiejčyk nie paśpieŭ adkazać, bo praźvinieŭ zvanok, treba bylo śpiašacca.
Kali zadychany chlopiec prybieh u aŭdytoryju, jaho čakala pryjemnaja navina: druhi ŭrok matematyki admianiajecca, budzie litaratura. Užo prychodzila Klara Ivanaŭna i skazala, što raz nichto nie braŭ ni kanśpiektaŭ, ni padručnikaŭ, buduć raźbirać sačynieńnie, jakoje pisali na pa-za tym uroku.
— Zdorava jak! — liapnuŭ uzradavany Viarhiejčyk pa pliačy Smoliera, svajho susieda pa parcie.
Jon nie dahavaryŭ, bo ŭ aŭdytoryju chutkim enierhičnym krokam uvajšla vykladčyca litaratury Klara Ivanaŭna. Jana spynilasia pasiarod aŭdytoryi, ciarplivačakajučy, pakuĺ ścichnie šum i ŭsie padymucca.
—Dobry dzień, siadajcie, — pavitalasia cichim, stomlienym holasam.
Prajšla da stala, alie nie siela, toĺki abapierlasia ab jaho rukoj, druhoj aściarožna papravila valasy i, zastyŭšy, pačala doŭha, zadumienna hliadzieć u akno. Pastajaŭšy krychu, Klara Ivanaŭna siela za stol i paprasila dziažurnaha razdać sšytki.
Jana padsunula na kraj stala stos sšytkaŭ, razharnula žurnal i śchililasia nad im.
Dziažurny byŭ jakraz Smolier. Kali jon raźnios sačynieńni pa partach i razharnuŭ svajo, tvar jaho spachmurnieŭ. Jon šturchnuŭ Viarhiejčyka lokciem u bok. Jak Smolier i bajaŭsia, u sšytku stajala dvojka i ŭnizie bylo napisana:
«Śpisana!»
—Usio, praliaciela stypiendyja, — šeptam padvioŭ jon vynik. — Davaj liepš tvajo pahliadzim, — prašaptaŭ jon užo zusim spakojna Viarhiejčyku.
Alie Viarhiejčyk nie śpiašaŭsia i toĺki pahladžvaŭ paĺcami pa vokladcy sšytka, adčuvajučy, niezrazumiela čamu, chvaliavańnie.
— Davaj, nie bojsia, litaratar, — padbadzioryŭ Smolier.
Viarhiejčyk chutka razharnuŭ sšytak i spačatku navat nie vieĺ- mi ździviŭsia, kali ŭbačyŭ pad roŭnymi radkami svajho sačynieńnia jakraz hetki, jak u Smoliera, podpis i adznaku — adzinku. U im varuchnulasia nievyraznaje adčuvańnie, što nie toĺki stypiendyju jon moža stracić (heta jon by pieražyŭ), alie što tak i nie zmoža nikoli i nikomu dakazać, što pisaŭ jon sam. Pavinna ž być spraviadlivaść na śviecie.
Prahučaŭ zvanok. Zahrukali dźviery, i praz chvilinu kalidor zapoŭniŭsia šumam, tupatam noh, śmiecham i halasami.