Śmielaja varona
V. Hurski
U liesie, kalia vioski, žyŭ jastrab-ciecieraviatnik. Dužy drapiežnik, chitry. Prytoicca miž halinak i čakaje, pakuĺ jakaja-niebudź ptuška nablizicca. Straloj kidajecca tady na jaje, chapaje svaimi nostrymi kručkavatymi kipciurami, i ad harotnaj ptušački zastajucca toĺki puch i pierje. A to padymiecca ŭvyś i robić kruhi nad poliem. Ubačyć ptušku ci maloha źviarka — padaje kamieniem uniz. I niama ratunku biedalazie.
Tak razbojničaŭ jastrab usio lieta i vosień. Alie mnohija ptuški paliacieli ŭ vyraj, mienš ich stala ŭ liesie i na poli. Tady liasny drapiežnik staŭ paliavać bližej da vioski, dzie kalia śvinarnikaŭ i karoŭnikaŭ trymalisia haluby, halki, varony. Padkradziecca, jak zlodziej, z-za budynkaŭ da čarady, kiniecca źvierchu niečakana — i niasie ŭ lies svaju zdabyču.
3 kožnym dniom radzieli ptušynyja čarody. Palachlivymi i aściarožnymi stali haluby i halki, chavalisia ŭ karoŭniki, chliavy, trymalisia bližej da liudziej. Tady jastrab staŭ napadać na naron. Udalosia jamu niejak zlavić niekaĺki šerabokich adzinočak. Mahčyma, i daliej razbojničaŭ by hety jastrab kalia vioski, kab nie pdna varona, na jakuju napaŭ liasny drapiežnik.
Byŭ jasny marozny dzień. Jarka śviacila sonca. Zialionaja ruń i pažaŭcielaja trava pakrylisia ĺdzinkami inieju. Tysiačami bliskučych iskrynak pieralivalasia trava, bryĺjancistyja pasmy abvili halinki kustoŭ, sierabrystyja nici visieli na biarozach, hojdalisia ad liohkaha vietru i mihali jarkimi blikami.
Raptam pačuŭsia prareźlivy kryk varony, reźki lopat krylaŭ — jastrab nabližaŭsia da šerabokaj. Varona ŭźvilasia ŭvierch, tryvožna zakryčala, prosiačy siabrovak ab dapamozie. Sama ž kinulasia nie ŭciakać, a… nasustrač jastrabu. Jana vystavila svaju doŭhuju dziubu, rastapyryla kipciury.
Drapiežnik nie čakaŭ takoha adporu, tamu rezka zatarmaziŭ dy kinuŭsia ŭbok.
Varona z usioj sily karknula i znoŭ napala na jastraba.
Na dapamohu z usich bakoŭ śpiašalisia jaje siabroŭki. Zlosnaje, rezkaje karkańnie, lopat dziasiatkaŭ par krylaŭ — varony nabližalisia da miesca pajadynku.
Praz mih celaja čarada varon kružylasia vakol jastraba. To adna varona, to druhaja ŭzmyvala ŭvyś i z reźkim karkańniem napadala na drapiežnika, staralasia dzieŭbanuć jaho dziubaj, udaryć krylom ci kipciurami.
Jastrab straciŭ svoj vajaŭničy zapal, zabyŭsia pra paliavańnie, staŭ sam ratavacca ad raźjušanych ptušak, čornaja chmara jakich kružylasia nad im. Jon to padaŭ da samaj ziamli, to rezka kidaŭsia ŭbok, kab uchilicca ad udaraŭ, to nyraŭ u haĺlio nievysokich kustoŭ, abtrasajučy bryĺjancisty iniej. Kali ž varony padymalisia nad kustami, znoŭ strymhaloŭ puskaŭsia naŭcioki, z kožnym uzmacham krylaŭ nabližaŭsia da liesu.
— Kar! Kar! Śmialiej, siabroŭki! Družniej napadajcie! Razbojnik uciakaje! — kryčali varony i znoŭ dahaniali voraha.
Nieŭzabavie jastrab źnik u huščary, zašyŭsia ŭ haĺlio hustoj jelki i prytaiŭsia tam^ Jon ciažka, pieraryvista dychaŭ, uspaminaŭ niaŭdalaje paliavańnie i nie moh uciamić, čamu slabiejšaja za jaho ptuška pieramahla.
A varony pakružylisia nad vieršalinami dreŭ i paliacieli na polie, raśsielisia adna pry adnoj na pravadach eliektralinii, pacichu pakarkvali raskazvali, vidać, adna adnoj, jak napadala kožnaja na razbojnika.
Jany, napeŭna, zrazumieli, što čaradoj liahčej adbivacca ad voraha, što ŭ družbie i zhodzie — sila.
Mabyć, pra heta zdahadalisia i haluby, bo jany dalučylisia da čarady varon, chvalili ich za śmielaść i advahu.