Fiedzysa-kapitan
D. Tkač
U školie adbylasia niezvyčajnaja padzieja. Nastaŭnica Hanna Mikalajeŭna źbiralasia ŭ toj dzień pravieści kantroĺnuju pa litaratury, tamu pryjšla ŭ školu raniej, čym zvyčajna, kab zajści ŭ klas i pravieryć, ci čysta jon prybrany i ci dobra pravietrany.
Raptam pierad dźviaryma svajho klasa jana spynilasia. U zamočnaj ščylinie tyrčala štości bliskučaje, z karotkim šnuročkam, a ŭnizie byla prykliejena zapiska: «Aściarožna! Zaminiravana!»
Niejki momant nastaŭnica moŭčki, z pabialielym tvaram stajala nieruchoma. Potym pačala pacichieńku adstupać ad dźviarej. Na jaje ščaście, dyrektar byŭ užo na miescy.
Niejki čas Vasiĺ Piatrovič uvažliva razhliadaŭ aby-jak pryviazany matuzok i, zaśmiajaŭšysia, vyciahnuŭ hiĺzu sa ščyliny.
Doŭha vyśviatliać nie davialosia: Fiedźka-kapitan, jak zvali lho siabry, sam pryznaŭsia, što heta zrabiŭ jon.
U kabiniecie dyrektar doŭha razhliadaŭ Fiedźku, jaho ŭ siniuju palosku majku, flocki remień z miednaj bliachaj, na jakoj vybity lkar, kapitanskuju šapku ŭ rukach. Nu vylity kapitan!
Što, Fiedźka-kapitan, — skazaŭ dyrektar, — spalochaŭsia ipiptroĺnaj pa litaratury? Dumaŭ, što narobiš šumu z mipaju — kantroĺnuju i admieniać?
Chlopiec nie dumaŭ, što dyrektar tak liohka jaho raskusić, 1 tpmu razhubiŭsia. Doŭha havaryŭ dyrektar z Fiedźkam, uspamipaŭ usie jaho vykruntasy na ŭrokach i paślia ŭrokaŭ, a potym šnadaŭ paprasić prabačeńnia ŭ Hanny Mikalajeŭny pierad usim klpsam.
Fiedźka spyniŭsia pierad svaim klasam. Užo chacieŭ byŭ pastukpcca, paprasić dazvolu zajści, alie jaho niby chtości zatrymaŭ :t ruku. Jon toĺki praz dźviery prysluchaŭsia da holasu nastaŭnicy, potym chucieńka prajšoŭ mima dziažurnaha i zatupacieŭ pa škoĺnych prystupkach. Alie i dadomu Fiedźka nie pajšoŭ.
Doŭha blukaŭ jon pa buchcie, potym znajšoŭ zacišnaje miesca, dnliej ad liudskoha voka, sieŭ na kamień, abchapiŭšy rukami nohi i ppklaŭšy halavu na kalieni.
Jon jašče nikoli nie adčuvaŭ siabie tak samotna. Vuń zachodziać u buchtu i vychodziać karabli, snujuć katary. Na kožnym z ich liudzi. Alie što im da Fiedźki! U kožnaha svaja rabota.
Tam, u školie, zastalasia nastaŭnica Hanna Mikalajeŭna. Fiedźkp jašče i ciapier čuje jaje holas. Zastalisia siabry, jakija nazyvali jaho kapitanam. I jon hanaryŭsia hetym. A ciapier nijaki jon nie kapitan dlia ich, bo naškodziŭ i ŭciok. Nie pasluchaŭsia dyrektara, Vasilia Piatroviča, nie pajšoŭ u klas, nie paprasiŭ prabačeńnia. Uciok i poś siadzić adzin, samotny, nikomu nie patrebny…
I tut niespadziavana pačuŭsia holas:
—Čaho siadziš tut, marak? A chiba zaraz u školie kanikuly? Zdajecca ž, nie. A čamu ty tady nie ŭ školie?
Fiedźka ŭzdryhnuŭ, uźniaŭ halavu. Pierad im stajaŭ sapraŭdny matros, šyrakapliečy, šyrakahrudy, asmužany soncam i vietram.
Adpuścili raniej… — niapeŭna adkazaŭ Fiedźka.
Matros viesiela i chitra skasavuryŭ na jaho vočy, a potym zaha- daŭ raskazvać usio, jak matros matrosu.
I Fiedźka nie strymaŭsia pierad hetym pryhožym i dužym ma■ rakom i raskazaŭ usio.
Matros doŭha maŭčaŭ, taksama paziraŭ na buchtu, a potym skazaŭ:
—Tak, kiepskija tvaje spravy, bratok. Vychodzić, što škola, siabry, baćki dlia ciabie — ništo. A dyrektar, vidać, slaŭny čalaviek. Ty hliadzi, i pahavaryŭ pa-dobramu z taboju, paraiŭ i paprasić prabačeńnia, i baćkam pra ŭsio raskazać samomu. Vieĺmi miakki čalaviek. A ja b ciabie, kali byŭ by traim dyrektaram ci baćkam, u kanatnuju skryniu na dvoje sutak pasadziŭ by! Ech ty, kapitanskuju šapku nosiš, a jašče i da matrosa nie daros. Voś što, bracie, marš dadomu i ŭsio raskažy. A zaŭtra ŭ školu. Biez školy dobrym marakom nie stanieš. A potym užo i pra kapitanstva možna padumać. Nu, davaj, trymajsia praviĺnaha kursu, bo ja čalaviek surjozny, pravieru abaviazkova.
Ciapier Fiedźka, byly Fiedźka-kapitan, užo vučycca ŭ marskim vučyliščy. Alie jon nikoli nie zabyvaje, jak jaho stavili na ćviordyja nohi znajomyja i nieznajomyja liudzi.