Bukiet bezu
B. Sačanka
Zinaidu Paŭlaŭnu ja ŭspaminaju zaŭsiody z dušeŭnym boliem i daliokim ščymlivym smutkam. Voś i ciapier baču blakitny ranak daliokaha pieršaha vieraśnia, kali my, vučni nievialičkaj palieskaj siamihodki, toŭpilisia lia hanka školy…
Potym my raźbiehlisia pa klasach. Sieli za party, vyciahnuli z sumak sšytki, knižki i čakali, kali narešcie zojdzie jana, naša novaja nastaŭnica.
Zaźvinieŭ zvanok, i amaĺ u toj ža momant dźviery aściarožna adčynilisia i ŭ klas uvajšla jana, malieńkaja, ščuplaja.
— Dobry dzień, — skazala hučna i viesiela, padyšla da stala, razharnula žurnal, — ja budu ŭ vas klasnaj kiraŭnicaj i budu vieści matematyku. A ciapier davajcie znajomicca. Zvać mianie Zinaida Paŭlaŭna.
Jana ŭśmichnulasia i pačala dryhotkim i vieĺmi napieŭnym halaskom vyklikać usich nas pa paradku pa śpisie. I mnie — nie viedaju čamu — zachacielasia zrabić niešta takoje, kab sapsavać usiu śviatočnaść hetaha dnia, sapsavać novaj nastaŭnicy nastroj. Ja vyniaŭ z kišeni špiĺku i tknuŭ joju ŭ bok siabru pa parcie. Toj kryknuŭ na ŭvieś klas.
Ščoki ŭ Zinaidy Paŭlaŭny zapunsavieli, jana pavoli padnialasia i, ustaviŭšysia ŭ mianie blakitnymi vačyma, aloŭkam pakazala na kut.
I heta padlilo masla ŭ ahoń.
Nazaŭtra ja zaliez u kalhasny sad, i vartaŭnik prybieh za mnoju prosta ŭ školu. Klasnaja kiraŭnica zahadala mnie vysypać na stol hrušy i jablyki. Ja nie pasluchaŭsia, i znoŭ, na hety raz až dva ŭroki, prastajaŭ za partaju.
Praz dzień ja natvaryŭ jašče niejkaha hlupstva. A tam i pajšlo… Nichto ni doma, ni ŭ školie nie moh zrazumieć, što sa mnoju stalasia.
Raniej pa matematycy ja mieŭ toĺki «vydatna» i «dobra», ciapier ža nasuprać majho proźvišča ŭ žurnalie zaskakali trojki, dvojki i navat adzinki.
Mianie vadzili ŭ nastaŭnickuju, vyklikali da dyrektara. Alie ničoha nie pamahala. Varta toĺki bylo ŭbačyć u klasie Zinaidu Paŭlaŭnu, jak mianie tak i ciahnula zrabić niejki vybryk.
Klasnaja kiraŭnica sačyla za mnoju vieĺmi piĺna, staralasia iju prapuścić navat malieńkaj majoj pravinnaści. Potym raptpm jaje niby chto padmianiŭ. Što b ja ni rabiŭ — jana nie źviartala Inahi. I heta zlavala mianie boĺš za ŭsio. Nie majučy jak adpomścić npstaŭnicy, ja pačaŭ žadać Zinaidzie Paŭlaŭnie jakoj chvaroby.
Dy klasnaja kiraŭnica nie chvarela. Jana byla ŭvišnaja, dakladpaja i zaŭsiody roŭna ŭ dzieviać pierastupala paroh našaha klasa.
Zachvarela Zinaida Paŭlaŭna niečakana viasnoju, pierad samymi ;>kzamienami. I tady ja ŭspomniŭ, jak niekali žadaŭ nastaŭnicy chvaroby. Uspomniŭ, i mnie zdalosia, što va ŭsim vinavaty ja i toĺki ja. Heta ja nie davaŭ joj spakoju, heta ja nie raz davodziŭ jaje da ślioz. Kab mo ja, Zinaida Paŭlaŭna nie padarvala b zdaroŭja i nie chvarela b.
Sa školy ja prychodziŭ panury i zlosny. Uroki nie lieźli ŭ halpvu, i ja celymi dniami blukaŭ aby-dzie. Niejak navat trapiŭ u stary, zapuščany sad. Tam, siarod ździčelych kustoŭ parečak i malińniku, ja znajšoŭ kuścik bezu. I tut ja padumaŭ: jak bylo b dobra ciapier padaryć Zinaidzie Paŭlaŭnie bukiet takoha voś rosnaha lilovaha bezu.
Adviačorkam ja sieŭ na vielasipied i pajechaŭ u miastečka. Jano bylo kilamietraŭ za piać ad našaj vioski. Tam, ja dobra viedaŭ, u aharodčykach ćviŭ bez. Ja pieraliez praz vysoki daščany plot i pad samym aknom nalamaŭ celaje biaremia bezu.
Usiu noč ja nie spaŭ, čakaŭ momantu, kab niezaŭvažna zanieści ŭ chatu bez. Hety momant nadar.yŭsia toĺki na dośvitku. Ja cichieńkp adčyniŭ dźviery i prosta na kuchni na stol palažyŭ vializny rosny bukiet.
Zinaida Paŭlaŭna chutka ačuniala i znoŭ pryjšla ŭ školu. I mnie zdalosia, što dabrejšaj i pryhažejšaj za jaje nastaŭnicy nie bylo jašče nikoli ŭ našaj školie.