Holas arhana
K. Kirejenka
U čas viartańnia na Radzimu z daliokaj vandroŭki z-za akijana davialosia mnie spynicca ŭ Paryžy i z pašanaj da Viktora Hiuho apynucCa ŭ sabory Paryžskaj Božaj Maci. Išla ŭračystaja miosa1, hučali truby arhana, śpiavaŭ chor. Bylo niešta zaklinaĺna-ŭźnioslaje ŭ pyšnym hetym rytualie, alie niešta i nie padychodzila da maich pačućciaŭ, niešta zusim daliokaje blukala nad halovami ŭsich prysutnych. A moža, jano bylo daliokaje nie toĺki dlia mianie?
Moža, i sercy paryžan razam z maim nie znachodzili čahości ŭ hukach zaspakojenaj bachaŭskaj muzyki: niejkahaŭzrušeńnia, niejkaj takoj noty, što zdoĺna pieraviarnuć usiu tvaju dušu?
I raptam vysoki arhanny holas, niby jaho spynila ciažkaja pieraškoda, z uzdychańniem pačaŭ pra niešta pytać. I ŭ mianie pytaŭ, i va ŭsich, chto stajaŭ tut pobač sa mnoju. Pytaŭ nastojliva, patrabavaĺna, jak by prosiačy jaho ad niečaha ŭratavać. I tady ja adčuŭ, jak pačynaje zapaŭniacca haračym polymiem majo serca, i zrazumieŭ, što nie zmahu adsiuĺ vyjści, pakuĺ nie znajdu ŭ svajoj dušy adkaz na toje pytańnie.
Usie tvary paryžan, mnie zdalosia, paviarnulisia ŭ tuju chvilinu da mianie adnaho. I pad ich haračymi pozirkami pierada mnoj pad holas arhana raptam paŭstali zraŭnianyja piaskami na bierazie raki staryja akopy, pieravityja vierasam i dzierazoj rany ziamli. Ubačylasia, jak burna ciahnucca ŭ rost parastki vierbavych i čaromchavych pnioŭ i jak piaščotna nabližajecca da ich čystaja, jak śliaza, račnaja plyń. Ubačyŭsia trapiatki i śvietly luhavy prastor i biaschmarnaje nieba nad im, i pačulasia, jak vielična hrymić u hetym prastory niepaŭtornym zaklikam bieraścianaja truba.
Pastušynaja truba ŭsio hučala i hučala, i arhana jak byccam nie stala, i nie stala ni pyšnaj liturhii1, ni samoha Paryža. A bylo toĺki biaźmiežnaje pryvoĺlie zialionych prastoraŭ, vysoka ŭ niebie piaščotnaje lietniaje sonca i liudzi pad im, što chacieli radaści i ščaścia. I ja stajaŭ siarod hetych liudziej i, nie mohučy vymavić ni slova, kryčaŭ: «Liudzi maje, liudzi maje, dobryja liudzi! Ci viedajecie vy, što za ziamlia adkryvajecca pierad vami? Heta ž ziamlia, dzie miĺjony duš čalaviečych achviaravali saboj dzielia biaskoncaj i ščodraj, adviečnaj chady žyćcia. Uhliedźciesia, liudzi dobryja, i ŭsluchajciesia sercami ŭ hetu ziamliu. Hliańcie, koĺki krasy ŭ joj i dužaści dlia śvietu, dlia kožnaha, chto choča vyzvalić začarśćvieluju ŭ niahodach dušu!»
Tak, nie mohučy vymavić ni slova, kryčaŭ ja paryžanam. I choć nie moh vymavić ni slova, a zdalosia, što paryžanie zrazumieli, pra što ja chacieŭ im skazać, pra što na ŭvieś śviet kryčala maja duša, kranutaja niezvyčajnym holasam arhana. I razam sa mnoju sluchajuć, jak arhanna śpiavaje ŭ pastušynaj trubie biarosta, i suladna zhadžajucca vačyma sa mnoj: «Aha, aha, arhan prahučyć tut i zmoŭknie, a muzyka darahoj ziamli nie ścichnie, nie zmoŭknie ni na adzin mih praz usio žyćcio, pakuĺ buduć žyć u liudskich sercach samaachviarnaść i mužnaść, zdoĺnyja ŭratavać jaje i zachavać».