Da maci
M. Hiĺ
Andrej žyŭ u horadzie, žyŭ užo daŭno, hadoŭ dziesiać, alie pa-raniejšamu, pa daŭniaj zvyčcy havaryŭ, jedučy z vioski, što jedzie z domu. Jon byccam i radavaŭsia, byvajučy doma. 3 pryjemnaściu chadziŭ u lies, na rečku, sustrakaŭsia z bylymi adnaklaśnikami i siabrami, alie kožny raz jaho štości hnialo. I sam dobra nie viedaŭ, čamu, adjazdžajučy z domu, adčuvaŭ siabie nijakavata, niby vinavatym pierad maci. Alie zastavalasia zzadu vioska, i hetaje pačućcio nijakavataści prytuplialasia, a paślia i zusim ściralasia, vycieśnienaje zvyklymi haradskimi klopatami.
Apošnim časam jon niešta asabliva doŭha nie byŭ doma. To niejak nie vypadala, to palochaŭ pierapoŭnieny pryharadny aŭtobus, u jakim nie toĺki siadzieć, alie i stajać bylo niemahčyma, to prosta havaryŭ sam sabie, što treba źjeździć u nastupnuju subotu. Alie prychodzila druhaja subota, paślia treciaja, i ŭsio znachodzilisia niejkija pryčyny, jakija nie puskali jaho z horada.
Andrej doŭha siadzieŭ u svaim pakojčyku, sluchaŭ mituśniu na kalidory i nie viedaŭ, što vyrašyć. I tut nadumaŭsia pajechać dachaty.
Viečarela. Zastavaŭsia apošni aŭtobus, a liudziej na stancyi bylo mnahavata. Alie jon niejak ucisnuŭsia ŭ toj aŭtobus.
Ubačyŭšy ŭnizie redki lancužok ahnioŭ, jaki adkryŭsia z uzhorka, Andrej adčuŭ, što serca zabilasia maćniej, dušu aharnula pačućcio radaści i niezrazumielaj tryvohi. Tak bylo zaŭsiody, kali jon padychodziŭ da rodnaj vioski.
Maci zavichalasia kalia stala. Raśkinula čysty abrus, adrezala chlieba, źbiehala ŭ bakavy pakojčyk i pryniesla misku tušanaha miasa. Siadziela nasuprać, padsoŭvala jamuliepšyja, smačniejšyja lasunki i ŭsio raskazvala, raskazvala viaskovyja naviny.
Andrej sluchaŭ maci i nie sluchaŭ. Naviny hetyja jon daŭno viedaŭ: ziemliaki ŭ horadzie sustrakalisia časta. Hliadzieŭ na maci, i niečakana jamu priššla ŭ halavu dumka, što ŭpieršyniu bačyć jaje voś tak blizka i ŭpieršyniu bačyć, jakaja jana ŭžo stareńkaja. A pamiataŭ maci maladoj, z doŭhimi kosami, jakija jana zakručvala ŭ vialiki vuziel. Pamiataŭ jaje asablivyja karyja vočy, jakija zaŭsiody iskrylisia śmiašlivymi viasiolkami. Pamiataŭ, što ŭ jaje byli drobnyja, alie hustyja i bielyja-bielyja zuby. A ciapier jon hliadzieŭ na maci i niby nie paznavaŭ. Nivodnaha čornaha volasa! Toĺki vočy byli jašče tyja, maladyja, matčyny vočy, choć biez śmiašlivych iskrynak-viasiolak, akružanyja drobnymi karunkami marščynak.
U jaho niejak adrazu prapaŭ apietyt, sapsavaŭsia nastroj. Prypomnilasia raptam daŭniaja viaskovaja viečarynka. Maci na joj tancavala z žančynami kadryliu, i jon tady padumaŭ upieršyniu, što maci jaho vieĺmi pryhožaja. A ciapier pryhadalasia toje, i čamuści stala sumna, sumna ad taho, što voś tak nieprykmietna sastarela maci, ipto tuju kadryliu redka kali pačuješ ciapier na viaskovaj viečaryncy, što maladyja muzyki nie viedajuć navat jaje mielodyi.
Maci paslala jamu na stareńkaj kanapcy. Praścinku i vatnuju koŭdru dastala z šafy. Usio bylo chalodnaje i zdavalasia krychu viĺhotnym.
Niepryvyčna, zanadta mocna cikali na ścianie staryja chodziki. Nie spalasia, choć nohi i nyli paślia darohi. Andrej liažaŭ i dumaŭ pra maci, pra siabie, pra rodnuju viosku.