Slova pra busloŭ
A. Liaŭkovič
Busly ŭ toj hod nie danieśli viasnu na krylach — zhubili niedzie pa darozie. Jana pavoĺna, nakuĺhvajučy, išla śliedam. A radzima sustrela ptušak niepryvietna: niepahaddziu i miacielicaj. Jany nieviadoma kudy pachavalisia. Za śniehavoj zaviesaj bielaha śvietu nie bylo vidać. I liudzi z horyčču ŭzdychnuli: ptuški źliacieli kudyści ci zahinuli ad marozu i śniehu abo z holadu. Busiel — ptuška hordaja, jon nie pryjdzie da čalavieka prasić milaścinu. Kali ž pryjdzie — budzie stajać moŭčki.
Uzdychali liudzi, hliedziačy na apuścielyja, prykrytyja śnieham hniozdy, dzie jašče pazaŭčora kliekatali ad radaści busly. Liudzi ŭspaminali telievizijnyja naviny, dzie havarylasia, što z-za vajny ŭ Iraku busly mohuć zahinuć, nie daliacieŭšy da Bielarusi. 3 horyčču kazali pra toje, što ptuški, vyliecieŭšy z dymu vajny, mohuć zahinuć tut, dzie nichto nie straliaje, dzie nie palajuć naftavyja pažary. Liudzi bajalisia, što busly, sustreŭšy ŭ rodnych miaścinach taki niehaścinny pryjom, źliacieli kudyści na Palieśsie ci ŭ Poĺšču. Bajalisia, što nie budzie boĺš biela-čornych krylaŭ u blakitnaj vysi dzieści zusim blizka lia sonca. Nie budzie ŭ kancy lipienia viasiolaha visku maladych buślianiat, jakija vučacca liatać. Nie budzie dramać uviečary na luzie busiel-baćka, padcisnuŭšy adnu nahu i schavaŭšy halavu pad krylo. Akazvajecca, kali buślianiaty vyrastajuć, u hniaździe stanovicca ciesna. Tady chtości z daroslych načuje na luzie. «Jak u liudziej», — zaŭvažyla adnojčy maci, hliedziačy z hanka na nieruchomuju niazhrabnuju postać za rečkaj. Liudzi bajalisia, što nie budzie vymaŭliać viaskovaja dzietvara, uhliedzieŭšy ŭ niebie bielaha ptacha, śmiešnyja i mudryja slovy: «Busiel-busiel, vyli vodu, zakružysia na pahodu. Kali doždž — ty siadzi, kali sonca — ty liaci!» Radasna dzieciam skakać, kali jon praciahvaje lunać u niebie, bo kožnamu viadoma: kali paślia takoj «zamovy» busiel liacić — daždžu nie pradbačycca.
Ad dumki, što ŭsiaho hetaha boĺš moža nie być, stanavilasia niaŭtuĺna ŭ hetym i biez taho niaŭtuĺnym i chalodnym śviecie. Stamiŭšysia ad zaviei za voknami, ja, pryjšoŭšy z pracy, zvanila mamie.
Daviedaŭšysia, što ŭ jaje ŭsio narmaĺna, z tryvohaj i nadziejaj pytalasia:
«Jak tam busly?» I kožny raz na praciahu ŭsiaho zaśniežanaha krasavickaha tydnia čula razhubliena-vinavataje: «Nie, nie vidać, dačuška». A ŭ pieršy dzień, jak vyhlianula sonca, źlizala apošni śnieh i padsušyla tratuary, mamin viasioly holas abviaściŭ u teliefonnaj trubcy: «Alionka, busly viarnulisia! Bačyla siońnia na hniaździe».
U mianie zvaliŭsia z serca kamień. Jany nie mahli nie viarnucca. U ich ža ŭsio, jak u liudziej. Radzima, surovaja, zaśniežanaja, halodnaja, usio roŭna zastajecca radzimaj. Tam tvajo hniazdo, niachaj sabie i razburanaje paŭnočnymi viatrami, alie jaho možna padramantavać. Tudy i toĺki tudy niasuć ptušak z usich daroh stomlienyja kryly.
Bielaruskija piśmieńniki ŭ mastackich tvorach časta paraŭnoŭvajuć busloŭ z liudźmi. I sapraŭdy, jak by dalioka lios ni zakidvaŭ liudziej ad rodnych bierahoŭ, serca čalavieka zaŭsiody z radzimaj. Čalaviečaja duša ŭtrymlivaje ŭ pamiaci rodnyja tvary, palietki, ściežki. Tak i busly.
Pakidajučy rodnuju ziamieĺku chalodnaj vosieńniu, viasnoju busly abaviazkova viartajucca na radzimu, jakaja štohod čakaje svaich hordych ptachaŭ damoŭ.