Biely kamieńčyk
E. Lukanski
Sonca kranalasia ziamli. Vielizarnaje, čyrvonaje, jano, zdavalasia, plavilasia ŭ haračym pavietry i adychodzila za haryzont, stomliena pahliadajučy na svaju dzionnuju pracu. Śpiakota nie spadala. U takija dni adziny ratunak — voziera. Da jaho imknulisia ŭsie žychary haradka.
Navakoĺlie napaŭnialasia śmiecham, krykami, muzykaj, dziciačym viskam, vokrykami baćkoŭ.
Ja išoŭ uzdoŭž bieraha, pastupova addaliajučysia ad šumu. Dzivosnyja skaly źmianialisia adšlifavanymi kamianiami. Jany liažali ŭzdoŭž bieraha, byccam vialikija skuĺptury ŭ majsterni mastaka. Vada i sonca — prylady niabačnaha mastaka-skuĺptara, jakimi jon mnohija hady pracavaŭ u majsterni pryrody i stvaryŭ heta niezvyčajnaje charastvo.
Vodnaja roŭniadź adliustroŭvala ŭsie farby viačerniaha nieba. Voś prabiehla sitaŭka, rezka spynilasia, nachilila haloŭku i zirnula na mianie. Pamiać pieraniesla mianie za tysiaču kilamietraŭ, u rodnuju Bielaruś, u maju maladość.
U adnoj z vajskovych čaściej my vykonvali adkaznaje zadańnie. Nam prychodzilasia pracavać dniom i nočču. Zrazumieŭšy, jak my stamilisia, kamandzir rašyŭ dać nam dzień adpačynku. Alie nie prosty, a z vyjezdam na voziera Narač.
3 nadvorjem nam nie pašancavala: dzień byŭ nie pa-lietniamu chalodny, ciomnyja chmary pranosilisia nad vozieram. Pakuĺ razhružali mašynu i stavili palatki, ja pajšoŭ da paŭrazburanaj laźni. Tudy viala liedź prykmietnaja ściažynka.
3 vady vystupali kamiani. Na adnym siadziela nievialičkaja ptuška z viartliavaj haloŭkaj. Heta byla sitaŭka. Jana ŭvieś čas ruchalasia.
Nabiahala chvalia — ptuška ŭźliatala i zavisala nad kamieniem, schavanym pad vadoj. Chvalia lianiva adstupala — sitaŭka znoŭ sadzilasia na kamień. Pierad nabieham novaj chvali jana ŭźliatala, ciešačysia svajoj sprytnaściu i śmielaściu. Inšy raz sitaŭka dziorzka huliala z chvaliaju: nie ŭźliatala paślia dotyku chvali da kamienia, a na svaich vysokich nožkach pierabiahala na druhi kraj, majučy ŭ zapasie niejkaje imhnieńnie, potym uspyrchvala.
Vidovišča bylo zachapliaĺnym. Zdavalasia, ptuška adčuvala moj nastroj i staralasia jašče boĺš. Hetaje spabornictva z chvaliaj bylo byccam asensavanaje.
Pamiataju, u dziacinstvie my, chlapčuki, taksama huliali z chvaliaj. Kali jana adstupala, sprabavali jak maha daliej zabiehčy i svoječasova rvanuć nazad, kab zastacca suchimi.
Raptam chvalia hlyboka «ŭdychnula» i «vydychnula». Udar ab kamień byŭ maćniejšy. Sitaŭka ŭźliaciela, adnak pyrski dastali jaje. Janasiela, zachvaliavalasia. Jaŭśmichnuŭsia. Sitaŭka pahliadziela ŭ moj bok, vočy jaje śviacilisia chitrynkaj.
Za śpinaj chtości cicha zaśmiajaŭsia. Ja paviarnuŭsia i ŭbačyŭ Jakuba Kolasa i Michasia Lyńkova. Lyńkova ja sustrakaŭ i raniej, jon prychodziŭ da nas u školu. My tady sluchali aŭtara «Mikolkiparavoza», zataiŭšy dychańnie. Jakuba Kolasa ja bačyŭ upieršyniu. Da hetaha viedaŭ jaho toĺki pa fotazdymkach.
Sitaŭka pieraliaciela na boĺšy kamień, i chvalia ciapier nie dastavala jaje. Ptuška pahliadziela ŭ naš bok i paliaciela. Jakub Kolas prysieŭ na lodku i skazaŭ:
—Voś u kaho treba vučycca dabryni. Nie saromiejciesia, tavaryš liejtenant. Heta vieĺmi dobra, kali čalaviek zaŭvažaje i adčuvaje pryhažość. A ty, Michaś, kazaŭ, što drennaje nadvorje, drenny dzień. Nie, dzień dobry, a zrabila jaho dobrym voś hetaja malieńkaja sitaŭka.
Jon nachiliŭsia, začarpnuŭ z dna rukoju kamieńčyk. Vada ściakla, i na daloni zastalosia niekaĺki roznych pa afarboŭcy malieńkich kamieńčykaŭ. Adzin z ich byŭ bielieńki. Abmyty vadoj, jon zdavaŭsia žamčužynkaj. Jakub Kolas paviarnuŭsia da mianie:
— Staražytnyja rymlianie bielym kamieńčykam adznačali ščaślivyja dni. Trymajcie, malady čalaviek, na ščaście voś hety biely kamieńčyk. Siońnia byŭ dobry dzień.
3 taho času minula šmat hadoŭ. A hety malieńki biely kamieńčyk liažyć u mianie za šklom u knižnaj šafie kalia cudoŭnych KNIŽiAK JakubaKolasa «Novaja ziamlia» i «Symon-muzyka». I kali ja biaru jaho ŭ ruki, mnie zdajecca, što ja znoŭ čuju holas pieśniara, cichi i dobrazyčlivy. I ŭ takija chviliny ja sapraŭdy adčuvaju siabie ščaślivym.