«Kaźki vienskaha liesu»
D. Slaŭkovič
Savieckaja čaść stajala ŭ Aŭstryi, u nievialikim haradku niepadalioku ad Vieny. A na ploščy, pobač z parkam, raskačaharyŭ kuchar svaju kuchniu, i viecier staŭ raznosić navokal pach śviežaha supu.
Saldaty z kacialkami pastali ŭ čarhu. Zirnuŭ kamandzir i bačyć: za našymi saldatami stali ŭ čarhu niekaĺki aŭstryjskich dziaciej. U kaho ŭ rukach miska, u kaho talierka. Padumaŭ kamandzir, prykinuŭ i addaŭ zahad pakarmić dziaciej biez čarhi. Prapuścili bajcy dziaciej napierad, adzinaccać chlopčykaŭ i adnu dziaŭčynku. U dziaŭčynki nie bylo ni miski, ni talierki, a toĺki nievialiki biely kubak, u jaki kuchar joj i naliŭ supu.
Pačali ježu i saldatam razdavać. Nie paśpieli jašče saldaty jak ślied prystupić da abiedu, jak na ploščy spynilasia kalona z niamieckimi palonnymi. Palonnyja kidali panuryja pozirki na čarhu lia kuchni, lavili pryjemny pach, kaŭtali ślinu i advaročvalisia.
Da kamandzira padyšoŭ siaržant, staršy achovy, i paprasiŭ dapamahčy praduktami, pakuĺ dabiarucca da farmirovačnaha punkta.
Nie mieŭ mahčymaści kamandzir nakarmić adnoj rotnaj kuchniaj uvieś natoŭp palonnych, a praduktaŭ boĺš nie bylo. Armija nastupala tak chutka, što prypasy nie paśpiavali padvozić. Dy i ŭ pieršuju čarhu patrebny byli snarady, miny, patrony, hranaty i haručaje dlia tankaŭ. Pradukty ž dlia abiedu dahaniali čaść nie zaŭsiody.
Maŭčaŭ kamandzir. A siaržant-kanvair, razumiejučy situacyju i biez sloŭ, prasiŭ choć by paranienych nakarmić i tych, chto zusim slaby, kab da punkta zboru dabracca.
Kamandzir paviarnuŭsia da roty. Chvilinu pamaŭčaŭ. U mnohich ža saldat fašysty siemji źniščyli. A koĺki bajavych siabroŭ bajcy pachavali, zabitych kuliami dy snaradami, bombami dy minami. I ciapier — na tabie — addaj im apošni abied.
— Saldaty! — źviarnuŭsia narešcie kamandzir da roty zyčnym holasam, pa jakim mnohija zdahadalisia, što rašeńnie jon pryniaŭ užo, a źviartajecca da saldat dlia taho, kab rašeńnie heta bylo nie toĺki jaho, alie i ich. — Saldaty! Vy bačycie kalonu palonnych. Niadaŭna jany zmahalisia suprać nas. Mahčyma, siarod ich jość tyja, chto pa vas straliaŭ. Alie zaraz jany biez zbroi, zdalisia, kab boĺš nie vajavać. Nas prosiać dapamahčy praduktami paranienym. Što budziem rabić? Ja vam ničoha nie zahadvaju, sam pytaju ŭ vas. Toĺki pamiatajcie, što na vas zaraz paziraje Jeŭropa, pazirajuć tyja, što buduć žyć paślia vas, — dzieci i ŭnuki.
Rota maŭčala. Bajcy taksama pryjšli nie z haściej, nie ad śviatočnaha stala, a z ciažkoj saldackaj pracy i daŭno nie jeli. Dy ŭrešcie sprava byla nie stoĺki ŭ abiedzie, a ŭ tym, kamu treba bylo jaho addać.
I tady vyjšaŭ napierad staršyna Vasiĺ Čajka. Jon praciahnuŭ kanvairu kacialok i skazaŭ, što byŭ u blakadnym Lieninhradzie i viedaje, što takoje holad.
I zdarylasia dzivosnaje: usie saldaty, jakija atrymali ježu i nie paśpieli jašče jaje źjeści, praciahnuli svaje kacialki siaržantu-kanvairu…
A potym padychodzili liudzi. Babulia ŭ doŭhaj spadnicy pryniesla kancentrat malaka ŭ parašku i doŭha tlumačyla, kab jaho rastvaryli ŭ vadzie, tady budzie vieĺmi smačna. Nablizilasia i maladaja žančyna z chlopčykam hadoŭ dziesiaci — adnym z tych, kaho kuchar niadaŭna karmiŭ.
Chlopčyk padyšoŭ i addaŭ kucharu pakieciki z soĺliu. Prynosili chto buĺbu, chto laŭrovy list, a chto pierac.
Nastroj u saldat źmianiŭsia. I raptam Čajka ŭskliknuŭ:
— A my ž, chlopcy, niepadalioku ad Vieny, amaĺ na radzimie vialikaha Štrausa! Tavaryš kamandzir, dazvoĺcie syhrać!
Prynieśli bajan, z jakim staršyna nikoli i nidzie nie razlučaŭsia. I voś nad ploščaj haradka paplyli huki bajana, zahučaŭ vaĺs «Kaźki vienskaha liesu» vialikaha aŭstryjskaha kampazitara. Huki muzyki liacieli nad ploščaj. Huki hetyja ŭryvalisia praz začynienyja vokny ŭ kvatery liudziej, abudžali ŭ ich dušach niešta zabytaje, niešta vialikaje i viečnaje, niešta takoje, što naradžala dabro, čalaviečnaść, spraviadlivaść. I plyli hetyja huki z ruskaha bajana, na jakim ihraŭ ruski saldat, staršyna Vasiĺ Čajka, što pryjšoŭ siudy z liehiendarnaha horada na Niavie.